Wada ukryta

Pamiętam dobrze ten dzień – 27 lipca 2015 roku. Sam początek festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. Nasza trójka wchodzi do największej sali Kina Nowe Horyzonty – nr 1. Siadamy na swoich upatrzonych miejscach pełni niepokoju. Wszak jesteśmy na seansie Wady ukrytej, filmu Paula Thomasa Andersona, który nikomu dotąd się nie podobał. Ani krytykom, którzy nigdy tak po Andersonie się nie przejechali, ani też widzom, którzy mało licznie poszli do kin. Niepokój nasz był więc uzasadniony. Wiecie jak wyglądaliśmy po wyjściu z kina? Myślę, że mogłoby to wyglądać mniej wiecej tak:

gif_radosc

Jest to jednak obraz połowiczny. Radość, nieukrywana satysfakcja łączy się bowiem ze zdziwieniem i oburzeniem. Zdziwieniem słabymi ocenami krytyków (czy oni oglądali ten sam film co my?), oburzeniem postawą polskich dystrybutorów, którzy filmu nie wprowadzili do kin.

Zostawmy to jednak – w obliczu takiego filmu, jaki zaprezentował Paul Thomas Anderson te rozważania są nieważne. Ważne jest kino i radość, którą niesie ten film. Jest ona jego nieodzwonym elementem. Zawsze mam problem z filmami, przy których widać na pierwszy rzut oka, że ekipa realizacyjna bawiła się przy nich nieco za dobrze. Wada ukryta jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, gdyż tę realizacyjną radość widać na ekranie tak mocno, że staje się ona wręcz dla widzów zaraźliwa. Jedna rzecz tylko różni sytuację naszą i twórców – oni zapewne mieli pod dostatkiem różnych używek, my oglądając ten film ich w ogóle nie potrzebujemy by poczuć jego narkotyczną siłę. To bodaj największa zaleta Wady ukrytej – Andersonowi udało się stworzyć taki klimat, że czujemy się jak na highu bez żadnych wspomagaczy. Fantastyczne uczucie!

Wiecie co jednak jest w kontekście tego filmu jeszcze lepsze? Wcale nie to, że Phoenix w nim tak mocno zaskakuje, Brolin przyciąga całą uwagę, a Anderson pisze najlepsze dialogi w swojej karierze. W starciu z czystą magią kina, radością z obcowania z czymś tak zabawnym, histerycznie śmiesznym staje się tu zupełnie nieistotne. Liczy się zabawa i wszechobecna radość, nawet z tak przyziemnych rzeczy jak słynnejjuż naleśniki Christiana „Bigfoot” Bjornsena. Tym właśnie ten film jest najmocniejszy, owymi chwilami radosnego, kontrolowanego chaosu. Dzięki temu Wada ukryta może skutecznie walczyć o miano komedii roku.

Zdarzają się, co prawda rzadko, filmy które są w stanie tak mocno na nas wpłynąć, że wręcz inspirują. Jednym z nich jest na pewno Wada ukryta. Co z tego, że nie zawsze do rzeczy legalnych. A może to jest właśnie w nim najpiękniejsze?

Maciej Stasierski

Start typing and press Enter to search