Długo i intensywnie szukaliśmy filmu, którego recenzją warto byłoby przywrócić naszego bloga do życia, a że sezon oskarowy w pełni niedługo niechybnie byśmy znaleźli. Ja jednak na fali narastającej frustracji postanowiłem na samowolkę. Jej powodem jest debiut reżyserski Cezarego Pazury – „Weekend”.
Z jednej strony ten film wart jest ni mniej, ni więcej tylko uczucia pogardy, z drugiej ciężko po obejrzeniu oprzeć się pokusie krótkiego acz treściwego komentarza. Jak rzadko na wstępie warto odnieść się do komentarzy polskiej krytyki, która suchej nitki nie pozostawiła na „Weekendzie”. Istotnie Cezary Pazura zakpił z polskiej publiczności uznając, że wystarczy parę trupów, kilkadziesiąt (tysięcy?) przekleństw oraz gros sprawdzonych żartów o gejach, żeby ją zadowolić. Otóż nie, Panie Pazura! Polska publiczność już dawno pokazała, że potrafi docenić kino wysokiej klasy o czym świadczą komercyjne sukcesy „Rewersu”, „Domu Złego” czy „Essential Killing”. Tymczasem Pazura stwierdził, że popłuczyny po słabym amerykańskim kinie akcji, dodatkowo kompletnie nieśmieszne, dokumentnie marnujące potencjał doborowej obsady wystarczą. Mam jedynie nadzieję, że się przeliczył, bo „Weekend” zamiast triumfować w box officie, powinien być kandydatem do polskich Złotych Malin, gdzie wybornie by się sprawdził.
W debiucie Pazury razi dosłownie wszystko: brak jakiegokolwiek scenariusz, reżyseria na poziomie wręcz żałosnym. Film nie proponuje żadnego humoru poza tępymi wyzwiskami i stereotypowymi żartami o homoseksualistach. Doborowa obsada robi z filmu miazgę grając na serio, bez komediowego timingu. Szczególnie rola znakomitego zwykle Pawła Małaszyńskiego kompromituje go na całej linii.
Cezary Pazura zapowiadał, że jego „komedia” będzie miała efekty specjalne, które zrewolucjonizują polskie kino. Zapomniał jednak o tym, że od czasów „Matrixa” minęło już trochę lat, a po drodze była trylogia „Władcy Pierścieni”, „Avatar” czy „Incepcja”. Dołożyć do tego okropny montaż i nieznośnie patetyczną muzykę i mamy „Weekend”.
Czegokolwiek by Cezary Pazura nie powiedział, jakkolwiek by nie starał się „Weekendu” tłumaczyć, film jest nie do wybronienia. Jego debiut to wulgarna, obrażająca inteligencję widza kompromitacja i mocny kandydat do tytuły najgorszego polskiego filmu od początku lat 2000nych.