Wenecja 2024 – Maria

NIEch żyje Opera!

„Maria” Pablo Larraina to trzecia odsłona z nieformalnej trylogii biograficznych filmów o kobietach, które trwale zapisały się w historii XX wieku. Najnowsze dzieło chilijskiego reżysera przybliża nam ostatni tydzień z życia wybitnej śpiewaczki Marii Callas, która uzależniona od leków powoli stacza się w otchłań minionego świata. Artystka mierzy się nie tylko z nałogiem, ale (a być może i przede wszystkim) z ciężarem sławy i idącym za tym brakiem samostanowienia. Diwa Callas zawsze musi być perfekcyjna, nieskazitelna, zawsze musi być niczym wyidealizowany grecki posąg. Reżyser właśnie na pęknięciu pomiędzy „Marią”, a Marią kreuje dramaturgiczną oś.

Obraz ten jest dogłębnie poruszający, podczas seansu wielokrotnie ocierałem, spływającą po policzku, łzę. Dramat Callas niezwykłe wybrzmienia w operowej, trzyaktowej strukturze, na której oparta jest forma filmowa – każdy akt to prawdziwy popis reżyserskiego rzemiosła. Jednak „Maria” nie miałaby tak dużej siły rażenia gdyby nie absolutnie wybitna rola Angeliny Jolie. To prawdopodobnie jedna z najlepszych kreacji tego roku, godna wszystkich nagród świata. W spojrzeniu Jolie widać charakterystyczny błysk oka prawdziwej Marii Callas – transformacja w pełnym tego słowa znaczeniu!

Film Larraina posiada kilka operowych sekwencji, które spowodowały ciarki na moim ciele. Najsłynniejsze arie w oryginalnym wykonaniu diwy (całe szczęście wykorzystane zostały prawdziwe nagrania!) inscenizacyjnie przenoszą widza do klasycznej scenicznej konwencji. Jakież to było cudowne! Kino i Opera w symbiotycznym ujęciu piękna niczym w „Opowieściach Hoffmanna” słynnego brytyjskiego duetu Powell-Pressburger.

„Maria” jest hołdem dla niesamowitej duszy, która przedwcześnie opuściła nasz świat. Ale nagrania głosu najcudowniejszego z ludzkich ptaków pozostaną z nami na wieki.

Start typing and press Enter to search