Wenecja 2024 – The Brutalist

Filmowy monolit.

Nie ukrywam, że „The Brutalist” był najbardziej oczekiwanym przeze mnie tytułem tegorocznego festiwalu. Kiedy przeczytałem pierwsze opisy i wstępne reakcje z pokazów testowych wiedziałem, że będę miał do czynienia z czymś absolutnie wielkim, albo z nieznośnie megalomańskim – nic po środku.

Trzeci reżyserski projekt Corbeta okazał się strzałem w dziesiątkę; dziełem, które już trwale zapisze się w historii kina. Oto obraz perfekcyjny praktycznie pod każdym względem, imponujący skalą, oddający hołd zarówno Złotej Erze Hollywood, jak i narracji epickich powieści. To kino od A do Z zrealizowane na swoich zasadach, każde ujęcie zachwyca rozmachem i artystyczną wizją, nie ma tu miejsca na żaden przypadek. Kontrola reżysera nad materią filmową zapiera dech w piersiach, a przecież nie mamy do czynienia z bardzo doświadczonym twórcą. Brady Corbet poczynił niewyobrażalny wręcz postęp względem Vox Lux (w którym jednak więcej było przypadkowości) panując dosłownie nad każdym elementem.

„The Brutalist” opowiada historię węgierskiego architekta żydowskiego pochodzenia, który po zakończeniu II Wojny Światowej uciekł do USA w poszukiwaniu lepszego życia. László Tóth (Adrien Brody godny wszystkich nagród!) podejmuje się zaprojektowania biblioteki bogatego magnata Harrisona Lee Van Burena. W brutalistycznym stylu kreuje prawdziwą perłę architektury, piękno w prostych liniach i minimalizmie. Jednak projekt jego życia ma dopiero nadejść – oto zostało powierzone mu zadanie wybudowania obiektu spełniającego wiele funkcji (od kościoła, po bibliotekę i miejsca użytku publicznego). Brzmi jak spełnienie amerykańskiego snu. Ale czy na pewno?

Obraz ten poraża skalą przypominając nieco „Aż poleje się krew” PTA; Corbet w podobnym stylu zagęszcza atmosferę, a mrok wypływający z ekranu ukazuje najgorsze ludzkie instynkty. To film-wydarzenie, podczas festiwalowego seansu czuło się atmosferę czegoś ważnego, czegoś co bezpośrednio może wpłynąć na historię kina. Ponad trzy i pół godziny, uwertura, 15-minutowa przerwa w trakcie, całość nakręcona na taśmie 70mm – to wszystko złożyło się na jeden z najważniejszych filmów roku. Czyżby to był zwycięzca Złotego Lwa? Bardzo możliwe!

Start typing and press Enter to search