To kino kontemplacyjne, Tomek. Nigdy tego nie ogarniesz – słyszałem wielokrotnie z ust wszechwiedzących krytyków, najczęściej w zbliżonym do mnie wieku. Znacie to uczucie kiedy wychodzicie z kina i jesteście znudzeni filmem, a kilka osób stara się Wam wmówić, że nie pokumaliście cza-czy: że to była impresja, że źle było obserwowane, że rozkoszuj się obrazami, a nie czekaj na bomby i pościgi.
To jak kłótnia z drugą osobą o to, który kolor powinien być powszechnie uznany za najpiękniejszy. To pertraktacje o emocjach czy wyższości kawy nad papierosem i odwrotnie. Czasem to nawet kwestia momentu i nastroju, w jakim zetknęliśmy się ze sztuką.
Polecam prawie trzygodzinny film pt. Wielka cisza o życiu zakonu kartuzów we Francji, w którym poza psalmami śpiewanymi przez zakonników, nie ma ani sekundy muzyki, dialogów, wywiadów czy komentarzy. Chciałbym zobaczyć teraz Twoją minę. Uwierz, że życzę Ci jednak dobrze. Jeśli film Cię wynudzi i zmęczy to nie powiem Ci, że nie skumałeś cza-czy. Po prostu to nie Twoja droga – nie lepsza ani gorsza . Po prostu inna.
Dla mnie dzieło Philipa Gröninga to kontemplacja, która dotyka duszy. W okresie wielkiej ciszy wielu z nas znajdzie chwile ukojenia, spokoju czy niezaznanej dotąd refleksji. Wielu poczuje tam obecność Boga. Ja do dziś z tego zachwycającego z Nim obcowania nie mogę się otrząsnąć.
Tomasz Samołyk