Wszyscy mają się dobrze

everybodysfine

Robert De Niro jest aktorem wielkim. Powiedzieć tyle, to właściwie nic nie powiedzieć. W latach 80. i 90. jego współpraca z Martinem Scorsese zaowocowała filmami, które bez wątpienia przeszły do historii światowego kina, żeby wspomnieć Wściekłego byka, Chłopców z ferajny czy Kasyno. Jednak druga połowa lat 90. i  dwie otwierające dekady lat 2000-nych to ewidentne spowolnienie kariery tego wyśmienitego aktora. Lepsze scenariusze już tak często do niego nie trafiały, zaś sam De Niro rozmieniał swój talent na drobne. W tym okresie były jednak wyjątki, które pozwalały przypomnieć sobie fanom De Niro jak wielkim jest aktorem. Poza tym pokazywały zupełnie inną stronę jego aktorskiej osobowości – ciepłego,  naturalnego faceta, który nie musi uciekać się do swoich manieryzmów, żeby wykreować prawdziwe, trzymające za serce postaci. Jednym z bardziej chwalebnych przykładów jest film Kirka Jonesa Wszyscy mają się dobrzeprościutka historia wdowca, który pragnie spotkać się z dawno niewidzianymi dziećmi. Jednak wszyscy po kolei odwołują swoją wizytę w domu. Frank, w mistrzowskiej interpretacji De Niro, postanawia więc wyruszyć w trasę po Ameryce. Jest to jednak też droga do zapomnianych emocji, niekiedy bolesnych wspomnień, które ciążą nad ojcem i jego dziećmi. Ten ciepły, urokliwy film pokazuje, że łatwo zatracić się w codziennej rutynie i zapomnieć przez to czym jest rodzina, do której zawsze można się zwrócić w chwilach trudnych, będąc pewnym, że nie zostanie się osądzonym, negatywnie ocenionym. Kirk Jones okazuje się sprawnym reżyserem, który temat podaje z wielką klasą, bez większego zadęcia. Pomagają mu wydatnie w tym świetni aktorzy, bo poza De Niro, doskonale kreacje dają tutaj Drew BarrymoreSam Rockwell, zaś Kate Beckinsale jest zawsze ozdobą każdego filmu. Bardzo przyjemne, bezpretensjonalne kino!

Maciej Stasierski

Start typing and press Enter to search