#WSZYSTKOGRA: pierwszy polski musical…

…czy aby na pewno? Agnieszce Glińskiej bardziej udało się stworzyć film muzyczny, bo piosenki niezbyt konsekwentnie opisują tutaj wydarzenia. A przecież o to właśnie chodzi w musicalu z prawdziwego zdarzenia – aby muzyka zastępowała dialog, a nie występowała niejako przy okazji. Szanuję próbę gatunkową, efekt ciężko docenić, choć są w tym filmie momenty.

Fabuła, podobnie jak musicalu Mamma Mia, filmie którym dość oczywiście inspiruje się #WSZYSTKOGRA, jest tutaj kompletnie nieistotna, ale dla porządku – trzy kobiety, reprezentujące trzy pokolenia rodziny, chronią się przed eksmisją. Wokół nich toczy się życie współczesnej Warszawy.

73505_1.12

Agnieszka Glińska jest uznanym reżyserem teatralnym. Problem w tym, że podobnie jak reżyserka Mamma Mia Phyllida Lloyd, nie do końca jest w stanie płynnie przenieść się do kina, gdzie nie ma miejsca na sceny odpoczynkowe, gdzie nie można sobie pozwolić na przeskoki, które odbierają fabule spójność. W teatrze to przechodzi, podobnie jak „wpadki”, które można łatwo i na bieżąco naprawić. Niestety we #WSZYSTKOGRA widać, że Glińska nie czuje tej różnicy – przez to ten film jest w sensie formalnym pozbawiony typowo filmowej struktury. Łamanie czwartej ściany jest bardzo niekonsekwentne, tonacja faluje – raz jest poważnie, raz lekko i przyjemnie. Przydałoby się, aby Glińska i jej współscenarzystka Marta Konarzewska zdecydowały się na jedno, ale nie potrafią tego zrobić. Jak więc próbują sobie poradzić z problemami? Poprzez jeszcze większy fabularny chaos – pojawia się coraz więcej postaci, na czele z niezrozumiale zupełnie powiązanym z główną bohaterką kapitanem drużyny piłkarskiej, który nie do końca wiadomo dlaczego pije, pojawia się na imprezach, ale na pewno nie gra w piłkę. Fabularnie więc jest zupełna wolna amerykanka.

Z drugiej strony nie potrafiłem ukryć uśmiechu, który pojawiał się na mojej twarzy przy okazji niektórych sekwencji muzycznych. One stanowią na pewno najmocniejszy punkt #WSZYSTKOGRA. Ich powiązanie z fabułą jest jednak cokolwiek przypadkowe. Musicalowi nie można takiej sytuacji wybaczyć, bo na tym ten gatunek właśnie się opiera – na umiejętności powiązania muzyki z historią. Tutaj Glińska całkowicie poległa. Piosenki pojawiają się, bo…taka była decyzja scenarzystów. Prawda – są dobrze zainscenizowane (widać doświadczenie Agustina Egurroli) i zaskakująco poprawnie zaśpiewane. Niestety ta teledyskowa forma nie wpływa dobrze na #WSZYSTKOGRA, odbijając się dodatkowo na finale historii, którego…zostaliśmy właściwie pozbawieni. Niezrozumiała sytuacja, aby kończyć nagle film nie zamykając żadnego z wątków – raczej brak pomysłu, niż faktyczne zamierzenie.

8217fbe23ef74f3566f23b7534ff7ee0

Żeby nie było jednak tak dramatycznie, warto wskazać kilka elementów, które pozwalają się ten film przyjąć bez bólu. Jednym na pewno są aktorzy, a właściwie aktorki w liczbie trzech, które stanowią te trzy pokolenia rodziny – Eliza Rycembel, Kinga Preis i Stanisława Celińska pokazują, że są klasą samą dla siebie i to nie tylko aktorsko, ale szczególnie muzycznie. Dobrze wykorzystują wszystkie swoje atuty wokalne, dzięki czemu piosenki z ich wykonaniu wybrzmiewają satysfakcjonująco. Druga rzecz to aranże starych piosenek – świeże, nowoczesne, mieszające muzykę elektroniczną i klasykę. Dobrą robotę zrobił Paweł Lucewicz, który dopisał także przyzwoitą muzykę ilustracyjną. Trzecia sprawa to Warszawa – w oku kamery Pawła Edelmana wygląda co prawda mocno jak z seriali TVNu, ale w tym wypadku nie jest to akurat wada, tylko zaleta. Piękną jednak mamy stolicę. Szkoda, że najpiękniej wygląda ona w tych najmniej interesujących filmach.

#WSZYSTKOGRA to właśnie ten przypadek – bardziej przypomnienie klasyki polskiej muzyki rozrywkowej w ładnym opakowaniu, niż prawdziwe, dobrze przemyślane kino.

Start typing and press Enter to search