Ten film jest jak promienie słoneczne przebijające się przez chmury deszczowego dnia. Dzień z zasady do dupy, ale jak na chwilę zaświeci to od razu jakoś przyjemniej. Polska kinematografia od dłuższego czasu to właśnie taki deszczowy dzień, który zalewa nasze kina strugami poniżającego inteligencję chłamu. Albo to są 'komedie romantyczne’, których poziom scenariusza jest na poziomie żartów z Familiady, albo są to zapadające się pod ciężarem swojego patosu i nadęcia filmy historyczne o silnym zabarwieniu martyrologicznym.
Jak zatem cieszy taki promyk światła jakim jest 'Wygrany’. Ten film to po prostu dobry dramat, jakie chciałoby się zdecydowanie częściej oglądać w polskim kinie.
’Wygrany’ to opowieść uniwersalna. Każdy na swój sposób może się w niej przejrzeć. To przypowieść o szukaniu swojego miejsca w życiu, pogodzenia kariery z życiem prywatnym, wybraniu swojej drogi.
Film jest kolaboracją polsko-amerykańską. Ten amerykański akcent produkcyjny świetnie widać już od samego początku w jakości technicznej wykonania filmu. Jest ze smakiem i bez żadnej polskiej tandety. Od początku do końca film jest konsekwentnie dwujęzyczny. Co precedensowe, oglądamy polski film z napisami.
Bezapelacyjnym kręgosłupem całego filmu jest, obecny niemal ciągle na ekranie, Janusz Gajos. Roman Polański powiedział kiedyś, że gdyby Gajos urodził się w Ameryce i tam też grał, to byłby teraz aktorem pokroju Roberta De Niro czy Jacka Nicholsona. Wiele w tym prawdy bo nie ma w Polsce aktora, który mógłby się z Gajosem mierzyć.
W 'Wygranym’ od Gajosa charyzma bije na kilometr. Grany przez niego Franek – emerytowany nauczyciel matematyki, weteran wojenny, hazardzista – to pełen mądrości i wyrachowania mentor dla młodego, zagubionego pianisty Oliviera ( Paweł Szajda)
Drugi plan obfituje w same dobre nazwiska – Pszoniak, Frąckowiak, Gonera. A i nawet Marta Żmuda-Trzebiatowska jakoś tak lepiej wypadła.
Offowym akcentem dla Wrocławian jest fakt, że 90% filmu jest kręcone właśnie u Nas. Każdy dumny ze swojego miasta mieszkaniec bez trudu pozna wszystkie lokacje. I co trzeba powiedzieć, film pokazuje Wrocław w pełnej jego klasie, stanowiąc wspaniałą promocję stolicy Dolnego Śląska.
Film nie jest oczywiście idealny – czasami dialogi trochę poniżej formy, czasami trochę się dłuży, a czasami trochę bez mocniejszego akcentu ( patrz. ostatnia gonitwa koni). Ale całościowo to naprawde kawał solidnego kina pod polską banderą.
Dominik Sobolewski poleca!