„Wyznania nastolatki”: niedawno był lepszy film o dojrzewaniu

Właściwie to w zeszłym tygodniu był taki film. Nazywa się Mustang. Zestawienie tych dwóch filmów pokazuje idealnie jak bardzo różnią się od siebie kino europejskie i kino amerykańskie (nawet to niezależne). Tam gdzie kino z naszej strony świata dobiera idealnie środki, a historia jest opowiadana z klasą i urokiem, w Ameryce pojawia się przysłowiowa łopata i efekciarstwo, które przykrywa tematykę.

Jak bardzo cenię sobie kilka elementów Wyznań nastolatki, tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pani reżyserka Marielle Heller chciała bardziej wypromować swoje reżyserskie nazwisko niż opowiedzieć o interesującej sprawie. Jak wytłumaczyć bowiem to tempo narracji, te zabawy formą animowaną, jak nie właśnie tym, że Heller chce pokazać, że umie. Przyznaję, że umie dużo. Niestety jej wszystkie starania, te zabiegi bardziej odciągają uwagę od tematu filmu niż mu pomagają. Można oczywiście powiedzieć: Przecież to jest pamiętnik i to jeszcze nastolatki – trudno, żeby nie był chaotyczny i pełen niezdrowego uniesienia. Jednak ani chaos myślowy, ani niezdrowe uniesienie nie są chyba na tyle interesujące, by poświęcić im cały film. Heller chciała przecież zrobić film o dojrzewaniu płciowym nastolatki i wydaje się, że po prostu w potknęła się pół drogi.

DIARY-OF-A-TEENAGE-GIRL

Wyznania nastolatki efektowne, mają świetne tempo i bardzo dobre aktorstwo (szczególnie dużym odkryciem jest tutaj Bel Powley, ale Kristen Wiig nie ustępuje jej zanadto). Nie ma jednak tego co miał Mustang albo Przekleństwa niewinności – celności obserwacji. Przez tę ścianę znakomitej muzyki, szybkiego montażu i brzydkiej, ale klimatycznej animacji, trudno wyciągnąć to meritum sprawy, o które zapewne chodziło Marielle Heller. Niestety film Heller stoi w rozkroku między rozrywką (którą naprawdę przyzwoitą) a obserwacją życia dojrzewającej seksualnie nastolatki. Jej perypetie są potraktowane zupełnie na powierzchni, brakuje głębi tej historii, a przez to od razu pozbawiona jest też elementu wiarygodności. Patrzymy na ładny obrazek, ale pusty i przez brak dobrze skonstruowanej myśli irytujący. Może warto wysłać Panią Heller na korepetycje do Deniz Gamze Ergüven. Mam zresztą wrażenie, że niekiedy całe amerykańskie środowisko filmowe powinno się umówić na spotkanie z Wimem Wendersem i Europejską Akademią Filmową na naukę. Wtedy Oscary z najpopularniejszych, może w końcu stałyby się też najbardziej poważanymi nagrodami filmowymi.

Start typing and press Enter to search