Po co amerykańscy aktorzy próbują mówić po polsku? Przejechała się na tym nawet wielka Meryl Streep, a ostatnia próba Marion Cotillard z Imigrantki wołała o pomstę do nieba. Jednak to co się wydarzyło w X-Men: Apocalypse, co prawda w jednym z mniej istotnych epizodów, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
A przecież Bryan Singer jest utalentowanym reżyserem. Jednak z obcymi akcentami ma ewidentnie od dłuższego czasu problem – przypominacie sobie Walkirię, w której wszyscy Niemcy mówili z perfekcyjnym British English (oczywiście poza kalifornijskim Tomem Cruisem)? To była decyzja narracyjna, w X-Men: Apocalypse cała sekwencja z Pruszkowa wygląda na kompletną niedoróbkę. Żaden z „aktorów” w niej grających nie potrafi mówić płynnie po polsku, a prowadzący cały wątek Michael Fassbender jest w tym ewidentnie najgorszy. Co jeszcze lepsze, scenarzysta Simon Kinberg wkłada w usta bohaterów takie perełki jak Michale, coś Ty zrobił?, które pada po tym jak jeden z policjantów trafia córkę Magneto…strzałą z łuku. Nie wiem, czy dobrze usłyszałem, ale wydawało mi się, że padło także paradnie (bo na pewno nie po polsku) brzmiące Co się staje?! (miało być chyba Co się dzieje?!).
Czy cały ten wątek wpłynął na moje postrzeganie Apocalypse? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale z drugiej strony wydaje mi się, że tego filmu nie dało się obronić. Od fatalnego antagonisty (Oscar Isaac jako En Sabah Nur jest tak nudny jak tylko się da), przez makabryczną ekspozycję nowych postaci (Sophie Turner jako Jean Grey umie wszystko, jak Rey z Przebudzenia mocy, ale bez uroku postaci) po finałową sekwencję akcji, która ze względu na swoją konstrukcję nie niesie z sobą żadnych emocji (co przez cały czas robi w niej Magneto? Jak ktoś zna odpowiedź stawiam piwo) – nic tutaj nie działa, przeciwnie scenarzysta i reżyser sabotują swój, dodajmy przeraźliwie długi, film wprowadzając do niego coraz to bardziej oderwane od rzeczywistości elementy. Bryan Singer dostaje ode mnie nagrodę za pierwszą w historii prezentację tak wielkiej aktorskiej bezradności Michaela Fassbendera – nie wiem, czy to nie jego najgorsza rola w karierze. James McAvoy w roli profesora Xaviera radzi sobie niewiele lepiej. Jeśli ktoś trzyma tutaj poziom, to jedynie odburkująca i klasycznie charyzmatyczna Jennifer Lawrence. Sytuację, ale tylko chwilowo, ratuje także rozbrajający Quicksilver.
Bryan Singer przeżywa z Apocalypse porażkę na miarę Batman vs. Superman. Miejmy nadzieję, że nie stanie się marvelowskim Zackiem Snyderem.