Dwa lata temu polskim widzom została przedstawiona pierwsza z adaptacji prozy Jussi Adler-Olsena. Film Kobieta w klatce okazał się całkiem popularną pozycją wśród rodzimych kinomanów. Nic więc dziwnego, że polscy dystrybutorzy zdecydowali się na sprowadzenie do nas kolejnej części przygód pary policjantów Carla i Assada, którzy rozwiązują zagadki sprzed lat.
Zabójcy bażantów to druga, o klasę lepsza odsłona serii o Departamencie Q (Adler-Olsen na dziś napisał 6 książek na ten temat, więc zapewne za dwa lata czeka nas kolejna wizyta w kinie). W Kobiecie w klatce zabrakło wszystkich elementów które tutaj są:
1. Fabuła
W Kobiecie w klatce intryga była tak dziwna, wydumana i, mówiąc kolokwialnie, bezpłciowa, że nie dało się na niej mocniej skupić. Przez to też film, mimo, że krótszy od tego o bez mała 20 minut, oglądało się z dużym trudem. W Zabójcach bażantów problem ten znika dzięki interesującej intrydze i bardzo sprawnie prowadzonej narracji. Najciekawiej wyglądają kontakty na styku Departament Q – kierownictwo policji, które znajduje się tym razem pod bardzo dużym naciskiem mocodawców, bezpośrednio zaangażowanych w sprawę.
2. Bohaterowie negatywni
W Kobiecie w klatce villain był wariatem i jego działania były rzeczywiście szokujące. Jednak uzasadnić ich się nie dało w żaden sposób. W przypadku grupy bohaterów negatywnych w Zabójcach bażantów znajdziemy podobnie ciężkie przypadki, jednak dużo bardziej złożone pod względem psychologicznym. Szczególnie interesująco w tym kontekście wypada postać Kimmie, którą rewelacyjnie odegrała Danica Curcic.
3. Styl narracji
Widać, że Mikel Noogard uczy się na swoich błędach. Narracyjne słabości Kobiety w klatce potrafił przełożyć tutaj na swoją korzyść. Zabójcy bażantów nie są opowiedzeni w skrajnie inny sposób – przeciwnie wciąż dominuje mroczna, ciężka, gęsta atmosfera. Jednak z jakiegoś powodu, najpewniej ze względu na dużo lepsze tempo akcji, lepiej się ich ogląda niż część pierwszą.
Co pozostało na takim samym poziomie? Dwie kwestie – jedna pozytywna, druga negatywna. Dobre jest to, że Nikolai Lie Kaas jako Carl i Fares Fares jako Assad wciąż współpracują na ekranie jakby od 30 lat byli kochającym się małżeństwem. Złe jest to, że Zabójcy bażantów, podobnie jak poprzedniczka, nie są nawet w minimalnym stopniu oryginalni.
Kryminał jakich wiele, wyróżniający się solidnością i zimną atmosferą skandynawskiej scenerii. Tę ostatnią docenimy najmocniej ze względu na ostatnie gorące dni.
Dla porządku Kobieta w klatce :