Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda

JesseJames

Jeśli ktoś Ci powie, że epoka westernów w kinie minęła … to będzie miał rację. Nic dziwnego, czasy się zmieniły i kino musiało się dostosować. Jednak jest pewien western, który stanowi chlubny wyjątek od tej prawidłowości. W mojej ocenie bije on zarówno Django Quentina Tarantino, jak i 3:10 do Yumy Jamesa Mangolda. Dziwnym zrządzeniem losu przepadł on jakby bez echa i dlatego czuje się w obowiązku go Tobie przypomnieć. Ten film o jednym z dłuższych znanych mi tytułów to bowiem prawdziwe złoto pustyni. Dostajemy tu autentyczną historię legendy przestępczego świata Ameryki XIX wieku jaką był rewolwerowiec Jesse James (Brad Pitt). Opowieść to mięsista, świetnie opowiedziana, z bezbłędnie postawionymi akcentami. Co warte zaznaczenia, to film graniczny dla Brada Pitta. Od tej, przełomowej dla swojego wizerunku roli, do dnia dzisiejszego nie zdarzyło mu się aktorsko ani razu pomylić . Zapatrzonego w niego Roberta Forda gra tu Casey Affleck. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ciężko polubić tego aktora i który raczej nie zwykł grać ciekawych ról. Tutaj jednak specyficzny aktorski wizerunek Afflecka zadziałał na jego korzyść, tworząc godnego  sparing partnera dla Brada Pitta. To kino dla wyrobionego widza – pełne subtelności, artystycznie oprawione (muzyka Nicka Cave’a, zdjęcia Rogera Deakinsa) i opowiadające niebanalną historię. A za tym wszystkim stoi wschodząca gwiazda reżyserii, czyli Nowozelandczyk Andrew Dominik. To idealny film na długi jesienny wieczór, spędzony pod kocem w salonie i z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach.

Wysoce rekomenduje.

Dominik Sobolewski

Start typing and press Enter to search