Andrzej Saramonowicz i Tomasz Konecki to tandem, który stał się synonimem typowej polskiej komedii, dodajmy w słabym guście, stereotypowej i seksistowskiej. Najnowszy film tego pierwszego Jak pozbyć się cellulitu powiela wiele tych wad, ale co ciekawe udaje się je niejako zamienić na pozytywy. I to bez pomocy Koneckiego. Może warto rozstać się na dłużej, bo to wychodzi kinu Saramonowicza na dobre.
Ewa (Dominika Kluźniak) i Maja (Maja Hirsch) są przyjaciółkami. Maja to popularna pogodynka, która udanie ukrywa swoją tożsamość przed natrętnymi fanami. Ewa to kustosz i miłośniczka urządzeń do tortur. Podczas urlopu w spa poznają tajemniczą Kornelię (boska Magdalena Boczarska), która wciąga je w intrygę przeciwko równie tajemniczemu Jerremu Rzeźnikowi (Cezary Kosiński). Co z tego wyniknie? Bardzo pretekstowa i nieprawdopodobna fabuła, za to świetna zabawa i dużo śmiechu!
I jest to naprawdę spora niespodzianka, bo po już dość gruntownym poznaniu poczucia humoru Andrzeja Saramonowicza miałem spore obawy. Tymczasem pozytywnie zaskoczył tworząc może niezbyt frapującą fabułę, pełną dziur i uproszczeń, ale za to trzymającą się kupy dzięki naprawdę inteligentnym gagom i hipersolidnemu aktorstwu. Dowcipy serwowane przez Saramonowicza nie latają zbyt wysoko (choć zdarzają się bardzo chlubne wyjątki jak np. kapitalne potyczki słowne Ewy i komisarza policji – perła), ale na szczęście szybują z wystarczająco dużym natężeniem by film przez niemal dwie godziny pozostawał interesujący i energetyczny. Końcówka zaś, zaskakująca nieco zmianą tonacji, nawiązuje mistrzowsko do klasyki komediowego horroru, gdzie czarny bohater szczerzy miny i wrzeszczy bez opamiętania. W Jak pozbyć się cellulitu to zadanie przypadło Tomaszowi Kotowi, który wykazał się stosownym dystansem i poczuciem humoru. Jednak to panie królują na ekranie i robią to naprawdę kolektywnie. O ile w Lejdis łatwo było wskazać aktorki, które ewidentnie miały większą szansę na pokazanie pełni umiejętności, o tyle tutaj Kluźniak, Hirsch i Boczarska zostały obdarowane po równo gamą świetnego komediowego materiału pozwalającego na wykazanie się. Swoim timingiem komediowym zachwyca Dominika Kluźniak, której piskliwy głos jest tylko jednym z jej wielu zalet. Maja Hirsch jest bardziej stateczna, ale niczym Anna Dereszowska w Lejdis, potrafi kiedy trzeba pokazać jak może być ostra. Boczarska po raz kolejny udowadnia, że jest nie tylko najpiękniejszą kobietą polskiego kina, ale też jedną z najlepszych aktorek młodego pokolenia. Na drugim planie błyszczą panowie, z których szczególnie wyróżnia się wprost nieoceniony Wojciech Mecwaldowski.
Ależ zaskoczenie! Dawno tak fajnie się w kinie nie bawiłem. Mimo że dość seksistowski to film i powielający schematy, to też zabawny z popisowym aktorstwem i udanymi nawiązaniami do kina popularnego zza oceanu. Aż mi jest głupio, że wyszedłem z kina tak zadowolony!